czwartek, 16 lipca 2015

(Bez)cena życia

Gdy widzę, że książka jest z serii tych pisanych przez życie, często jest tak, że po przeczytaniu danej historii googluję jej bohaterów. Oczywiście, we wszystkich przypadkach wyskakują satysfakcjonujące mnie wyniki: postaci istnieją (często mają zmienione imię i nazwisko), mają twarze, ciała, udzielają wywiadów. To po pierwsze dodaje mi swego rodzaju żywego kontaktu z historią, a po drugie uświadamiam sobie, że naprawdę to wszystko się wydarzyło, a te (najczęściej) kobiety są strasznie dzielne, że to przetrwały.

Równie uderzający jest fakt, że to oznacza, że oprawcy, prześladowcy również są prawdziwi. Te okropne rzeczy, przez które trzeba było przechodzić, naprawdę zrobił człowiek. Wiecie, jakoś mam ciągle w sobie wiarę, taką może naiwną, że generalnie ludzie nie są z natury źli, a po prostu zdarzają im się upadki.





Historie takie, jak Tiny Okpary, pokazują mi, że nie mam racji. Zło potrafi być wykalkulowane, zamierzone, zadane z premedytacją drugiemu człowiekowi. Dziecku, ufającemu dziecku. Może zostać odebrany każdy fragment intymności, rozumianego powszechnie człowieczeństwa, godności w końcu. 
I to tylko dlatego, że ktoś uważa, że jest od kogoś innego w jakikolwiek sposób lepszy. Nawet z tak bzdurnego powodu jak kolor skóry czy wykształcenie. 

Oczywiście, w jakimś stopniu zawsze się różnimy od siebie. Każdy to wie, to widać gołym okiem. Żadna różnica nie jest jednak powodem do uznania swojej dominacji czy wyższości. Nic nie uprawnia człowieka do wykorzystywania innych ludzi czy zwierząt w jakikolwiek sposób. Każdy cierpi i to jest zupełnie niepodważalne.

Wiedziałam, że i w takiej chwili włączy mi się filozof, bo za każdym razem, gdy sięgam po ociekające cierpieniem strony zastanawiam się nad tym, skąd jest tego wszystkiego źródło, dlaczego ludzie to robią. Wiem podskórnie, że nie znajdę odpowiedzi, ale być może znajdę odpowiedź na to, jak tego unikać. 

Dystrybutor twierdzi tak:

Transakcję zawarto pewnego ranka na przedmieściach nigeryjskiego Lagosu. Adopcja. Tina nie mogła doczekać się wyjazdu do Francji, gdzie miała zostać przyjęta przez rodzinę o nazwisku Okpara. Matka, Linda, zajmuje się domem. Ojciec, Godwin, jest piłkarzem znanego francuskiego klubu Paris Saint Germain. Razem mają czworo dzieci. Tina marzy, żeby już z nimi być. Razem chodzić do szkoły, wspólnie bawić się w domu i na podwórku. Jednak rzeczywistość wygląda całkiem inaczej. Tina, wykorzystywana i nieustannie poniżana, śpi w piwnicy na gołym materacu. Pewnego dnia, korzystając z nieobecności żony, adopcyjny ojciec gwałci ją po raz pierwszy...
Sugeruje tym samym, że to gwałcący ojciec jest tutaj głównym powodem cierpienia. Tina znosi inne, równie bolesne rzeczy. Tutaj, jak w poprzedniej książce, nie ma już miejsca na nadzieję, że cokolwiek zmieni sytuację bohaterki poza ucieczką. 

Warto tu moim zdaniem zwrócić uwagę na zachowanie oprawców, na postępowanie rozłożone na kawałki. To jest anatomia tego, co naprawdę jest odebraniem godności człowiekowi, i nie mam tu na myśli krzywd wyrządzonych Tinie, a tego, co oprawcy zrobili sobie. I najbardziej dotkliwe w ich kontekście jest to, że wydaje się, że nie zrozumieli błędu.

Trudno mi pisać bez emocji o nasyconej emocjami książce. Historia żyje w autorce i widać, że jej napisanie było dla Tiny swego rodzaju misją i oczyszczeniem. To wszystko zostało opowiedziane w dojrzały sposób, choć jest bardzo trudne. Jest o zbrodni przeciwko ludzkości. Dosłownie. Jeśli przeczytacie, dowiecie się, o co mi chodziło w tych słowach.

Autor i tytuł: Tina Okpara "Cena mojego życia"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz