czwartek, 31 lipca 2014

Ludzie czy kamienie

 

"Kamienie na szaniec"

Na moim przystanku autobusowym w Warszawie ten plakat wisiał dobre trzy tygodnie. Zapadł mi w pamięć mocno, jednak tylko zniechęcał do obejrzenia filmu. Bardzo mnie bawi, po prostu. Bawi mnie, że znajduje się na nim wzmianka o obecności w filmie utworu Dawida Podsiadło, bawi mnie zachęta do przeczytania książki. 

Z jednej strony ten film był traktowany jako ekranizacja książki, choć powinien raczej jako adaptacja. Wierność książce? Bardzo nikła. Skrótowość tak duża, że zupełna. Wiadomo, reżyser ma dowolność w swojej wizji filmu, jednak tutaj grunt był bardzo grząski. Książka Kamińskiego jest zapisem wydarzeń ważnych dla wielu Polaków, dlatego ukazanie zdarzeń w innym świetle może wywołać dużo kontrowersji. I wywołało. Charakter postaci filmowych odbiega od charakteru postaci książkowych. Jeden z głównych bohaterów książki jest niemal całkowicie zmarginalizowany.  Historia wydaje się mocno uwspółcześniona, chociażby poprzez ukazanie wątków miłosnych, a właściwie ich rozbudowanie. Można powiedzieć, że to pewien sposób na odbrązowienie legend polskiego podziemia. 

Może o to chodziło twórcom? A może o to, żeby zebrać publiczność? Sam film nie zachwyca. Wiadomo, nie ma co oczekiwać cudów w kwestii ekranizacji dzieł od filmu, który jest nieporównywalnie krótki. To jednak już nie ta stara tradycja filmów opartych na historii, nie ten klimat. Wojna została ukazana w sposób dosłowny momentami, ale z drugiej strony czasem miało się wrażenie, że to wcale nie te lata. Nie wiem, skąd to uczucie, ale chyba to nie jest to, czego oczekiwałam po tym filmie. 

A może jestem po prostu za stara, a targetem reżysera jest młodzież gimnazjalna, a film ma być kolejnym streszczeniem lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz