piątek, 4 grudnia 2015

Karawana jedzie dalej, psy nie szczekają...? O niewoli wyboru

Są sprawy, które mnie ruszały, ruszają i będą ruszać. Taką sprawą jest między innymi odpowiedzialność (i jej brak). W moim życiu to przechodzi w jakąś dziwną skrajność, bo często biorę ją na siebie za coś, czego nie zrobiłam (choćby mentalnie biorę), ale wolę już to, niż wyrzekanie się jej. A chodzi mi głównie o jeden kontekst: wybory. Bo ciarki mnie przeszły, kiedy ostatnio usłyszałam, że temat wyborów nie dotyczy wszystkich, bo nie każdy głosuje. Choćby miałoby to oznaczać, że nie każdy ma jeszcze osiemnaście lat. Niestety, temat wyborów dotyczy nawet tych, których jeszcze nie ma na świecie.


Tutaj moje zdanie jest jasne. Nie ma wymówek, nie ma podśmiechujek, że nie ma na kogo głosować, że się nie interesuje polityką. Rozumiem, że można nie interesować się wszelkimi niuansami związanymi z funkcjonowaniem sejmu, układami i układzikami, można nie wnikać w szczegóły. Jednak nie rozumiem, jak można nie interesować się polityką zupełnie, nie wiedzieć, co w trawie piszczy. Chcemy czy nie chcemy: rządy mają na nas realny wpływ. Wszystko ma swoje konsekwencje. Wszelkie głupie i mądre pomysły rządzących. I tych konsekwencji trzeba mieć przynajmniej świadomość.

500 zł na każde dziecko? Jasne, tylko to nie jest prezent od rządu, bo rząd ma pieniądze z naszych podatków, to tylko zabieranie mniej (a i niektórzy fachowcy twierdzą, że tak naprawdę zabierze więcej). Lepsza ściągalność podatków od supermarketów? Świetnie, tylko czy ktoś myśli o tym, na kim to się najbardziej odbije? Na klientach, bo wzrosną ceny towarów, będzie generalnie drożej. Nie wartościuję tych konsekwencji, ich wagi, czasem trzeba coś przeboleć, by było później lepiej, ale trzeba wiedzieć, na co się pisze. I trzeba mieć trochę wyobraźni (nie tylko politycznej). To, co PiS wyprawia z Trybunałem Konstytucyjnym było do przewidzenia. Jedyne, co nie było pewne, to to, w jakiej formie to zawłaszczanie sobie państwa będzie miało miejsce.

Tylko tyle i aż tyle. Jeden dzień na parę lat. Dla kraju, w którym żyjesz codziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz