poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Wytatuowane ślady






















Do powieści miałam chyba jedno podejście, ale miałam wtedy coś na głowie i nie podeszło. Teraz trafiło na ekranizację. Niestety, nie mam jak odnieść się do wierności filmu. Mogę jedynie traktować jako osobne dzieło.

Zabawne, bo wiele osób docenia przede wszystkim kunsztowność tego filmu, dopracowanie detali, historię, dialogi... Dla mnie parę scen było przewidywalnych, więc nie miałam zapartego w piersiach tchu. Mnie zafascynowało coś innego.

Postaci. Ich wyrazistość, złożoność. Każdej z osobna postaci, choć najbardziej oczywiście zaciekawiła mnie postać Lisbeth Salander. Bardzo lubię, gdy filmowe kobiety są bardzo określone, nie są przytłoczone mężczyznami. Tutaj właśnie tak jest. Kobieta stanowi siłę tego filmu, buduje jego całość. Jest piękna w swej wyjątkowości. 

To film na wieczór, być może deszczowy. Bo to przecież dreszczowiec, w sumie z ciekawą historią. Zastanawiałam się na początku - dlaczego w tytule jest dziewczyna z tatuażem, skoro wszystko skupia się wokół innej postaci. Na końcu filmu już wiedziałam. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz