środa, 14 stycznia 2015

Górniku, nie jest mi żal

Kiedy patrzę na strajkujących górników, to serce mi się kraje i robi mi się bardzo przykro. Bynajmniej nie ze względu na tragedię samych protestujących. Szkoda mi narodu, który nadal utkwił w komunistycznej mentalności, funkcjonując w czasach (raczkującego) kapitalizmu

Gdy zakończył się protest lekarzy tylko czekałam, aż na fali tej ugody wypłyną kolejni skrzywdzeni domagający się swoich praw. Niewiele czasu upłynęło, a o swoje upomnieli się górnicy z podupadających, przeznaczonych do zamknięcia kopalń. Chodzą też słuchy o protestujących opiekunach osób niepełnosprawnych, którzy w stolicy pojawili się wraz ze swymi podopiecznymi.

Bardzo przykro patrzy się na naród z takim potencjałem (trzeba przyznać, że do wypatrzenia takiej okazji trzeba mieć choć odrobinę inteligencji: na jesieni wybory parlamentarne, premier Kopacz musi zachować pozytywny wizerunek, by wyborcy spojrzeli na PO przychylnym okiem przy urnach) nie potrafi spojrzeć dalej, niż na czubek własnego nosa. Patrzy na ten nos mimo logiki, mimo wszelkich zasad ekonomiki zarządzania przedsiębiorstwem.

Argument, jakoby zamknięcie kopalń (choć, na boga, nikt nie mówi, nawet sama premier, o zamykaniu, jedynie o restrukturyzacji) miało pogrzebać żywcem miasto, wydaje mi się niesamowicie absurdalny. Miasta miałyby szanse na normalny rozwój, nie rozwój podyktowany węglowym terrorem. Natknęłam się przy prasówce na apel samych mieszkańców (sic!) Bytomia, aby ta hegemonia się skończyła, Ślązacy, zwłaszcza młodzi, na pewno żądają postępu, nie duszenia się w oparach dawnego systemu. 

Ludzie, którzy wspierają utrzymywanie nierentownych kopalń, po prostu nie potrafią zmienić swojej postawy, tylko redukują wiecznie dysonans poznawczy, próbując wszystko przeinaczać na swoją modłę. A kiedyś i tak się zawiodą, bo węgiel, chcąc nie chcąc, jest energią nieodnawialną. Kiedyś się skończy i warto byłoby zadbać już teraz o to, by Śląsk się wtedy nie skończył.


czwartek, 1 stycznia 2015

2015

Nadszedł kolejny rok. Pierwszy jego dzień, jak zawsze, spędzam przy Topie Wszech Czasów radiowej Trójki. To jest taki swoisty rytuał, pozwalający na oderwanie się od codzienności, na zresetowanie umysłu przy pomocy znanej i kojącej muzyki. Czasem się złoszczę, że utwór, na który oddałam głos, nie znalazł się na należytym miejscu (albo w ogóle nie wszedł do setki), czasem cieszę, że któraś piosenka wspięła się wyżej. Miłe, niezobowiązujące przeżycie muzyczne.

Zawsze mi też przypomina o tym, jak ważna jest muzyka w moim życiu. Czasami, niesłusznie, ją zaniedbuję, wyręczając się radiem (choć u nas w mieszkaniu słychać głównie RMF Classic, co chyba karygodne nie jest). Jednym z moich postanowień na ten rok jest odczarowanie poznawania muzyki. 

Przy okazji chcę Wam życzyć przekraczania własnych granic w tym roku. To chyba ważne.