czwartek, 19 czerwca 2014

O fotografiach

Wydaje mi się, że zaczęło się już, kiedy ludzie zaczęli malować. Malarstwo ma chyba równie długą historię, co dzieje człowieka (wystarczy pomyśleć o malowidłach w Lascaux). Dokumentacja chwil, momentów. Pokazanie historii, momentu, by została zobaczona przez innych. By ją zapamiętać, poczuć do głębi. Móc przywołać w dowolnym momencie. Lub by podziwiać. To pragnienie było w człowieku tak silne, że wynalazł maszynę, która będzie uwieczniać chwile teraz, zaraz, natychmiast. Realizacja danego odwzorowania rzeczywistości trochę trwała, lecz sam moment był już możliwy do złapania z całą swoją niepowtarzalnością. Na początku królowały odcienie szarości, lecz to też nie wystarczyło - kolorowe zdjęcia były kwestią czasu. Kolorowe, bo przecież rzeczywistość jest kolorowa (nawet jeśli szara w swej treści). Zapamiętać moment. To jest chyba esencja zdjęć. 

Ostatnio doceniłam wartość tego sposobu oddawania emocji. Zabawne, to zdanie, które napisałam przed chwilą jest nieprawdziwe. Od zawsze lubiłam zdjęcia przecież. Nie siebie na nich, ale robić. Mój telefon jest pełen tych małych, niespełna dwumegabajtowych mikrozapisów chwil. Przechodzę miastem i widzę coś ciekawego. Mam nową herbatę, trzeba to uwiecznić. Dobre jedzenie na obiad, zdjęcie po chwili zrobione. Przyjemna sytuacja życiowa, wyciągam telefon i zapisuję. Ładnie śpiący kot, niemożliwe do przegapienia. Tak, mnie to nie ominęło. Ta mania uwieczniania. Zastanawiam się zatem, czemu napisałam to zdanie w tym akapicie. Chyba chodziło mi o to, że ostatnio doceniłam to, że to, że robię te zdjęcia, ma jakąś wartość. Nawet wartość ogromną. Obiektywnie może nie. Może moje zdjęcia technicznie pozostawiają wiele do życzenia, być może są źle wykonane, są słabej jakości (nawet gdy mówię o zdjęciach zrobionych naszym aparatem, a on jest niczego sobie). Może mam gust nie z tego świata, zbyt ciemne dla fotografa to dla mnie za jasne (wstaw cokolwiek).

Wartość ma to, że uwieczniam to wszystko. Wartość ma to, że sprawia mi do dużo radości. To chyba jakaś pierwotna realizacja. To są pierwotne potrzeby człowieka. Zatrzymywania chwil. Nie wiem, być może to kwestia pragnienia zatrzymania czasu w miejscu; wszyscy boją się starości, jak się wydaje. Być może to sposób na odnalezienie szczęśliwych chwil w zgiełku życia. To nie ma znaczenia. Ważne jest, że te chwile są. Że jest moment, który warto sfotografować. Nie ważne, czy to wizyta gości czy parzenie herbaty. My nadajemy momentom wyjątkowość. Chyba też przez te zdjęcia. 

Słowa są też dobrym sposobem na zachowanie wspomnień. Jednak człowiek myśli obrazami. Nie da się tego ukryć. Przecież gdy czyta, też patrzy. Nie pamiętam, jakie to były badania, ale człowiek bardziej boi się utraty wzroku niż utraty słuchu (w zasadzie to oczywiste, trudno funkcjonować niewidomym, choć mam wrażenie, że i oni tworzą swój świat w obrazach, tylko że w swojej widomej wyobraźni). Obrazy to inny rodzaj pamięci. Wszechogarniający. Patrząc na zdjęcie, człowiek pamięta też zapach. Słowom trudniej wywołać zapach (pisząc te słowa, czuję jedynie zapach komputera, który chyba od moich myśli się poci). Obraz przywołuje stop-klatkę z danej sytuacji. Uruchamia wyobraźnie w stopniu najwyższym z możliwych. I zdjęcia są dla każdego, pisać nie każdy potrafi tak, by dobrze opisać to, co chce, żeby to dało mu satysfakcję. Teraz myślę, że to naprawdę cudowne, że wynaleziono aparat. I że są aparaty w telefonach komórkowych.

Chcę robić dużo zdjęć, pomyślałam dziś, spacerując po domu i uwieczniając najbardziej banalne sytuacje. Pomyślałam, że to niesamowite, że mogę wziąć aparat i zrobić zdjęcie.  

Chcę każdy dzień tak pamiętać. By za 40 lat móc otworzyć miejsce ze zdjęciami, oglądać je i pamiętać.